The Gothic Life: New Beginning

Ty tworzysz historię świata Gothic...


#1 2014-02-23 12:11:00

 Arathorn

Główny Administrator

Zarejestrowany: 2014-01-31
Posty: 157
Punktów :   

Gregor - Miecz dla Nemira

Gracz: Gregor
MG: Arathorn
Status: Wykonane



Gregor
- Kolejny dzień w tym paskudnym świecie... - rzekłem w myślach, po czym w połowie jeszcze śpiąc, zrzucam z siebie stare wilcze futro i mało energicznym ruchem podnoszę się ze swego przeżartego przez korniki łóżka. Ziewnąłem głośno rozkładając ręce w bok, leniwie zmierzając w kierunku krzesła na którym leżą moje ubrania. Ubieram się powoli, po czym podchodzę do stołu, zerkając czy nie uchowały się przypadkiem resztki z wczorajszej kolacji.
- Cholera - wypowiadam tym razem na głos. Nie zostało nic. Trudno, przynajmniej złota co nieco mam w sakiewce, zjem w gospodzie. Mija parę chwil nim jestem gotów do wyjścia, straciłem sporo czasu na odnalezieniu moich butów, wśród tego całego rupiecia, które nazbierało się tu od dłuższego czasu.
- Cóż, najwyższy czas posprzątać - mówię sam do siebie - ale później - kończę, mając złudną nadzieję, iż w końcu dotrzymam tego postanowienia. Wychodząc z domu, mocuje u pasa pochwę ze swym niezawodnym przyjacielem - mieczem, który służył mi przez wiele lat. Ludzie mówią: ,,Nikomu nie ufaj, możesz liczyć tylko na siebie!", ja natomiast ufam sobie, oraz swojej broni. Wychodząc z domu, rutynowo już zamykam drzwi na solidną stalową kłódkę,
w tych czasach złodziei nie brak, szczególnie w takim miejscu jak port. Idąc uliczkami, przyglądam się jak miasto powoli budzi się do życia: A to jakieś dzieciaki ganiają za nadmuchanym świńskim pęcherzem, a to jakiś pijak wydziera się na Bogu ducha winną żonę, a to rybacy szykują się do wypłynięcia na morze. Przez lata życia w Khorinis nauczyłem się trzech rzeczy; miej oczu dookoła głowy, zawsze pilnuj sakiewki, oraz bądź gotów dobywać broni w każdym momencie. Stosując się do tych zasad, można znacznie poprawić swój komfort psychiczny w takich miejscach jak to. Po dłuższym spacerze, nareszcie dotarłem do celu. Oto znajduje się przede mną gospoda ,,Pod Kuternogą" w całej okazałości. Nie tracąc ani chwili, szybkim krokiem wchodzę do środka.

MG
Twym oczom ukazuje się sześć obszernych, drewnianych ław ustawionych w sposób losowy, wręcz niedbały zapewniających dosyć sporą ilość miejsc siedzących. O tej porze lokal jest niemal pusty, poza Jordem, wątłym mężczyzną w wieku około czterdziestu lat. Nigdy dotąd nie miałeś do czynienia z bywalcem knajpy, który przesiaduje tu całymi dniami, poczynając od wczesnych godzin porannych, po te późne, wieczorne. Siostrzeniec byłego właściciela Khardifa, Hered uśmiecha się na Twój widok, przecierając kufel, który właśnie umył. Nalał kolejną kolejkę ginu swojemu jak na razie jedynemu dzisiaj klientowi. Ten z chęcią wychylił kolejny kufel.
"Szef" zza szynkwasu machnął do Ciebie ręką, zachęcając Cię do zajęcia jakiegokolwiek miejsca w gospodzie.
- Witam, witam! - krzyknął wesoło Hered. -  Witamy "pod Kuternogą"! -

Gregor
- Witaj przyjacielu - odpowiadam doniosłym głosem, zajmując miejsce znajdujące się wewnątrz karczmy. Przekładam swój miecz na bok, by nie uwierał mnie podczas siedzenia. Skinąłem ręką na dziewkę karczemną by raczyła do mnie podejść, po czym składam zamówienie: pieczony barani udziec, gulasz, oraz pajdę chleba. Wręczam zapłatę w postaci kilku złotych monet, po czym kładę swe nogi na krzesło obok i rozkoszuję się zapachami dochodzącymi z kuchni. Po dłuższej chwili, gdy zniecierpliwiony zacząłem odczuwać irytację, miałem właśnie ponaglić kogo trzeba, gdy w ostatniej chwili pokazała się dziewka z zamówioną strawą. Wiele negatywnych rzeczy można powiedzieć o tym miejscu, ale jeśli chodzi o smakowitość potraw, nigdzie w Khorinis nie zje się tak dobrze jak tu. Cóż, obżarłem się jak świnia. Nie szczędząc sobie niczego, rozejrzałem się w koło, następnie podniosłem się z krzesła. Poprawiłem pas, po czym robiąc kilka kroków, podszedłem do Barmana, kładąc kilka złotych monet na ladzie.
- Pewnie stojąc za ladą, słyszysz wiele ciekawych rzeczy tutaj w karczmie? Powiedz mi proszę zatem, czy ktoś może miałby dla mnie jakieś zlecenie? - rzekłem cicho, dbając o to by zachować dyskrecję.

MG
Hered z początku nie zwrócił na Ciebie uwagi. Potem zniknął na chwilę, by przynieść sobie nową, świeżą ścierkę. Począł wycierać, polerować blat, co jakiś czas maczając ją w wiadrze wody. Podczas tego gorliwego czyszczenia, nachylił się ku Tobie. Rozejrzał się w prawo, następnie powoli w lewo. Chciał być pewien że nikt was nie słucha, że nikt nie wchodzi do karczmy. - Słyszałem że magazynier w kuźni ma jakieś kłopoty. Niedawno żalił się tutaj swojemu koledze. Może będzie potrzebował pomocy kogoś takiego jak Ty? - odrzekł cicho, chrapliwym szeptem, by za chwilę powiedzieć już znacznie donośniejszym głosem - No! Baranina pięć złotych monet, chleb trzy. Gulasz sześć... - przez chwilę się namyślił i dodał - To będzie czternaście złotych monet, proszę pana. Oczywiście jeszcze należy się nam "napiwek" za udzieloną "pomoc", pięć monet! - powiedział już znacznie ciszej, ostatni fragment wypowiedzi. Jeszcze raz się rozejrzał, po czym wrócił do swoich normalnych obowiązków. Do karczmy weszło dwóch dodatkowych, dosyć schludnych jak na dzielnicę portową klientów, którzy zajęli miejsce obok, przy szynkwasie.

Gregor
- Strasznie drogo, mości Karczmarzu - rzekłem głośno, szczerze się śmiejąc, po czym dopłaciłem brakujące monety - Bywaj, przyjacielu - dodałem, odchodząc od lady. Opuściłem karczmę, po czym wstąpiłem na główną alejkę portu. Słońce już dawno wzeszło, w dzielnicy zrobiło się głośno i tłoczno.
- Nie lubię tłoku - rzekłem sam do siebie, po czym trzymając się za sakiewkę, zmieszałem się z tłumem idąc w kierunku kuźni. Po krótkim spacerze dotarłem aż pod magazyn. Kto by kilka lat temu pomyślał, iż budynek tak się rozrośnie. W dzieciństwie bywałem tu wiele razy, Mistrz Harad był i mój ojciec byli przyjaciółmi. Pamiętam jak gdyby było to wczoraj. Zawsze po skończonym połowie ryb, ojciec przychodził tutaj ze mną w odwiedziny. W czasie, gdy on i Harad byli zajęci rozmową, ja korzystałem z okazji i oglądałem miecze, które wykuł kowal... Wtedy wszystko wydawało się być takie proste...
Po chwili uświadomiłem sobie, iż od dobrych kilku minut stoję na środku ulicy, wpatrując się w ścianę budynku. Cóż, nie jest to częste, ale zdarza mi sie na tyle zamyśleć, by na chwilę zapomnieć o otaczającym mnie świecie. Nie tracąc już czasu, podchodzę do drewnianych drzwi magazynu, pukam w nie trzy razy, po czym naciskam na klamkę.

MG
W środku zastałeś Nemira, siedzącego nad dużą, starą księgą. Zapisywał w niej jakieś rzeczy, sporo liczb. - Hę? Kto tam? - zapytał, podrywając się do góry i zamykając ją z trzaskiem. Odłożył księgę natychmiast między inne, a następnie otrzepał kurz z płaszcza. W jego zachowaniu wyczuwałeś niepokój i zdenerwowanie. Kropla potu spływała po jego skroni. Całej sytuacji, non stop towarzyszył brzdęk formowanej stali na kowadle Randona, toteż mieliście pewność że nikt tej rozmowy nie usłyszy.

Gregor
- Witaj Nemirze - odpowiadam mu - Nazywam się Gregor. Nie obawiaj się, nie jestem tu by ci zaszkodzić - dopowiadam, po czym zamykam drzwi na klamkę. - Słyszałem pogłoski, jakoby miałbyś jakiś kłopot. Otóż widzisz, czasami zdarza się, iż rozwiązuje problemy innych. Ale jakby to ująć, - rzekłem potrząsając sakiewką, w której brzęczy kilka monet - nie za darmo. Teraz każdy orze jak może, byleby tylko mieć co do gara wrzucić - kontynuuję, spoglądając na lekko wystraszonego magazyniera. Mam nadzieję że się dogadamy, prawda?

MG
Przerażony magazynier uspokoił się. Pomyślał chwilę, spojrzał na Ciebie i zaczął mówić. - Ah, tak, tak, tak! Skąd się o tym...a z resztą nie ważne. No cóż, skoro już wiesz to chodzi o to że... - tutaj Nemir zatrzymał się w swej wypowiedzi. Rozejrzał się dookoła. Zmarszczył brwi. - Jak sam wspomniałeś... - zaczął już bardziej pewnie. -"Teraz każdy orze jak może", tak więc wypożyczyłem miecz, bardzo drogi na miesiąc pewnemu strażnikowi o imieniu Umar. Oczywiście na czarno. No i... on mi go nie chce oddać. Groził mi że pójdę do więzienia! Na Innosa, zrób coś, żeby mi oddał ten miecz, to już czwarty miesiąc odkąd go ma, a jeden z Paladynów chce kupić podobny egzemplarz. Powiedziałem Lorenzo że go zgubiłem, mam trzy dni na jego odnalezienie. Wiem, jestem głupi, ale proszę Cię, pomóż mi! Nagrodzę Cię w złocie! - zaczął żalić się pracownik kuźni. Miał niemal łzy w oczach. Bał się zarówno więzienia, jak i zwolnienia.

Gregor
- Hmmm... - zamyśliłem się - Strażnik miejski. To utrudnia sprawę. Potrzebuję informacji. Powiedz mi gdzie mieszka, jaką dzielnicę patroluje. Wartościową informacją było by czy ma skłonności do nadmiernego picia. I do jakiej karczmy uczęszcza - wymieniam po kolei - oraz najprościej, jego rysopis. Nie kojarzę typa. - rozpocząłem już niemalże prowadzić monolog, gdy przypomniałem sobie o najważniejszej kwestii - Właśnie. Zapłata. Chcę za to 200 sztuk złota, na pokrycie kosztów na potrzebne ,,materiały", ewentualną grzywnę, oraz by zostawić co nieco dla siebie. Jeśli zgodzisz się na wszystkie te warunki, odszukam strażnika już tego wieczoru.

MG
- 200 sztuk, złota? Stoi! - krzyknął uradowany. Wytarł pot z czoła. - Umar patroluje Dolne Miasto, często przebywa w okolicach zakładu stolarskiego! - powiedział, podekscytowany Nemir. Zamyślił się chwilę, by potem odrzec dosyć zadziwiającą rzecz. - Z tego co wiem, on jest... ponoć bardzo honorowy, aspiruje do zakonu Paladynów, nie mam pojęcia, co mogłoby go skłonić do oddania broni. Na prawdę, nie mam pojęcia. Jeśli chodzi o wygląd, to... wyższy od Ciebie nie jest, ma brodę, długą brodę, o tak! Ciemny zarost, tak ciemny zarost! A no i jest łysy jak kolano... - oznajmił magazynier, spuszczając głowę w dół. Spoglądał co chwilę w kierunku drzwi, w obawie że ktoś zaraz wejdzie. - Chcę dostać miecz Lorenzo, tylko proszę Cię, nie zabijaj go. To w niczym nie pomoże! - zmartwienie na powrót wróciło do serca pracownika kuźni.

Gregor
- A więc, mam nieco więcej roboty. Cóż, najwyższy czas bym się tam udał. Bywaj - rzekłem do Nemira, odwracając się i zmierzając w kierunku drzwi. - Nie lękaj się, nie zabiję go - dodałem na odchodne, po czym zatrzasnąłem za sobą drzwi. Godzina była już popołudniowa. Czym prędzej udałem się w kierunku domniemanego rewiru podstępnego strażnika. Zamierzam go obserwować. Na miejscu, rozglądając się za ustronnym miejscem, siadam na starej, drewnianej ławeczce i cicho pogwizdując rozglądam się za strażnikiem.

MG
Po niespełna dziesięciu minutach oczekiwania, ujrzałeś wysokiego strażnika miejskiego z pięknym, zdobionym mieczem przy boku. Jego głowa nie posiadała włosów, zaś broda sięgała mu niemal do piersi. Stanął nie więcej niż sześć metrów przed Tobą i obserwował przechodniów. To prawdopodobnie jest Umar. Po chwili poszedł do niego kolejny strażnik. Rozpoczęli o czym rozmawiać.
- Widziałeś tego nowego w porcie? Jest strasznie wysoki, wyższy ode mnie! I te czarne włosy. Przeszły mnie ciarki... - powiedział nieznany strażnik.
- Tak, zwróciłem na niego uwagę. Nie ma się czego bać. To tylko jakiś dziwak. - odparł brodacz i roześmiał się. - Oho! będzie padać! - krzyknął spoglądając na ciemne niebo.
Nad Khorinis nadciągnęły ciemne, burzowe chmury, co zwiastowało nielada ulewę...

Gregor
Reagując na zapowiedź deszczu, odruchowo zerkam w niebo, po czym narzucam na głowę kaptur. Zamierzam śledzić Umara. Rozglądam się wkoło, po czym robię kilka kroków w kierunku najbliższego straganu. Udając oglądanie towaru, nasłuchuję dalej rozmowę strażników.  Zdaję sobie sprawę, iż jeśli nie zostanę sam na sam z Umarem, nie uda mi się niczego dokonać. Oczekuję na dalsze zachowanie strażników.

MG
- Niech to! Słuchaj Umar, muszę wracać na posterunek. Trzymaj się! Widzimy się wieczorem tam gdzie zawsze, no wiesz gdzie...- odpowiedział drugi ze strażników uciekając przed zbliżającym się deszczem.
- Pewnie, będę punktualnie o dziesiątej Armanie! - krzyknął do odchodzącego kolegi Umar. Jest dopiero szósta wieczorem, toteż "honorowy" strażnik ma kilka godzin patrolowania granicy Dolnego Miasta z Portem. Poprawił miecz i ruszył kawałek w kierunku portu, mijając Cię. Nagle handlarz przy targowisku zaczął wołać w Twoim kierunku.
- Gregor! To Ty?! Ten mały dzieciak?! Matko jedyna nie chowaj się pod tym kapturem tak, tu jest baldachim. Opowiadaj, co u Ciebie?! - krzyczał z radością Lurkar. Nic dziwnego, pamięta Cie jako małego chłopca, któremu oddawał świńskie pęcherze do zabawy.
Umar odwrócił się w waszym kierunku i zmarszczył brwi.
- Panie, ciszej tam! - ryknął na handlarza.

Gregor
Obracam głowę w kierunku, z którego nadchodzi wołanie. Uśmiecham się, widząc kupca, który w dzieciństwie zawsze potrafił mnie rozweselić, gdy miałem ponury humor - Lurkar, przyjacielu! - odpowiadam uradowany, podchodząc do starego znajomego - Jakoś leci. Odkąd wróciłem z wojny, chwytam się różnych dorywczych zajęć. Da się wyżyć - opowiadam rozweselony, na moment zapominając całkowicie o Umarze - lecz cały czas poszukuję dobrej pracy. Problem w tym że teraz nikomu nie potrzebny weteran wojenny, z zerowym doświadczeniem jako czeladnik. A jak u ciebie? - pytam nieco zmieszany, przypominając sobie o krnąbrnym strażniku - Kręci się interes? Gdzie się podziewałeś podczas okupacji? - nie przerywam pytać, jednocześnie starając się niezauważalnie zerkać w kierunku Umara.

MG
- Widzisz, okupacja dała mi się we znaki. Orkowie na szczęście oszczędzili mnie i moją rodzinę, biorąc nas do niewoli. Nawet polubiłem hehe, jednego z nich. Nazywał sie Hrrokh, czy jakoś tak. Kto go tam wie! Hahahaha!  - roześmiał się głośno handlarz. - Potem przypłynął Rhobar i nas uwolnił, a ja wróciłem do handlu. Nie idzie tak jak kiedyś, ale nadal moje owoce są przedniej jakości! Ehhh, jestem z Ciebie dzieciaku dumny! Przysłużyłeś sie zapewne Myrtanie. Znając Ciebie, pewnie rwałeś się do bitki! Ludzie z Khorinis zawsze są niepokonani! A propo bycia potrzebnym, słyszałem że stolarz, ten tutaj potrzebował kogoś do pomocy przy ważnym projekcie. Może go kiedyś zapytaj? - zaczął gadać Lurkar. Mówił jeszcze o tym jak pyszna jest kuchnia jego żony, a syn że wstąpił do klasztoru. Umar zaczął powoli się oddalać, aż w końcu zniknął w uliczce, skręcając w kierunku starych magazynów. Nikt tam się na ogół nie zapuszcza. Deszcz rozpadał się na dobre, zaś błyskawice, jedna po drugiej zaczęły przecinać zachmurzone niebo. Ulice zaczęły zmieniać się w drobne potoki.

Gregor
- Ehm, zajrzę do tego stolarza... - kłamię zmieszany, spoglądając w kierunku w którym udał się Umar - Ahem, wybacz, śpieszę się, jestem yyy... umówiony - mówię speszony, czując jak po moim czole spływają krople potu - Bywaj przyjacielu, do zobaczenia -  szybko rzucam na odchodne, po czym udaje się za strażnikiem. Poprawiam kaptur, luzuję nieco miecz w pochwie dla bezpieczeństwa, po czym znikam w okolicy magazynów. Drepcząc po kostki w błocie, rozglądam się uważnie dookoła, czy aby na pewno ktoś mnie nie śledzi, bądź nie zachodzi od tyłu. To nie jest bezpieczne miejsce, straż niemal nigdy tu nie zagląda. - Podejrzana sprawa - mówię do siebie w myślach. Zapuszczając się wgłąb uliczek, nie tracąc skupienia, staram się dreptać jak najciszej, jednocześnie nadsłuchując, czy aby spośród odgłosów deszczu nie przebijają się inne dźwięki. Niestety, jedynym hałasem w tej okolicy prócz deszczu, jest mój nieco przyśpieszony oddech. W młodości nigdy nie chodziłem tyle uliczkami. Ojciec mnie przestrzegał, by nigdy się tu nie zapuszczać, jakoby w tej okolicy zgłaszano wiele zagubień. W tutaj nikogo nie czeka nic przyjemnego. Po chwili zadumy, dotarłem na koniec ścieżki - do starego magazynu, obecnie już opuszczonego. Rozglądam się po raz kolejny, by nie zostać przez nikogo zaskoczonym, po czym spoglądam do środka poprzez niewielką dziurę w spróchniałej ścianie.

MG
Spoglądając przez otwór w ścianie, ostrzegasz tylko małe źródło światła - pochodnię. W cieniu stoi trzech ludzi, każdy ma przy sobie broń. Najprawdopodobniej jest tam też Umar. Jeden z obserwowanych przez Ciebie mężczyzn rusza w kierunku wyjścia, znajdującego się po drugiej stronie budynku. Pozostali zaczęli coś szeptać.
- Cholera, żadnych wieści od <nie rozumiesz > -
- Co?! On musi w końcu mi to przynieść! - krzyknął nagle jeden z nich. Kolejna błyskawica przecięła niebo.
- Pieprzona burza, przez nią, nie będzie można <nie rozumiesz> - zaczął szeptać wyższy z mężczyzn. - Umar. Musisz zostać w końcu tym Paldynem. Pomyśl ile zrobimy jak będziemy mieli swojego człowieka, tam w środku. - dokończył wysoki człowiek. Obaj zdjęli broń, zmienili pancerze i odłożyli swój rynsztunek do skrzyni bez klapy. Umar rozejrzał się, po czym, dodał po chwili. - Jak tylko Ruen tu przyjdzie, będziemy mogli zacząć przesłuchiwanie więźnia. -
Obaj zniknęli w ciemnościach, schodząc w dół, do jakiejś piwnicy. Spodziewają się że zaraz ktoś do nich dołączy.

Gregor
Tyle wystarczyło, bym zrozumiał, iż jestem niemalże zamieszany w jakąś grubszą sprawę, na szali której postawione może być ludzkie życie. Nie ucieknę, nie zostawię tego człowieka na pastwę tych drani. Jak najszybciej, starając się pozostać niezauważonym, zajmuję dogodne miejsce, by obserwować kto zbliży się do drzwi magazynu. Moje tętno nieco przyśpieszyło, jestem wręcz naładowany adrenaliną. Staram się jak najciszej dobyć broni, po czym czekając w ukryciu, próbuję jak najciszej nasłuchiwać dalszego rozwoju wydarzeń. ( Gdy w okolicy pojawi się Ruen, postaram się zakraść za jego plecy, po czym wymierzę cios głowicą w potylicę by go ogłuszyć ) Jednocześnie staram się mieć oczy dookoła głowy - nigdy nie wiadomo, czy ktoś nie postanowi zaatakować mnie z zaskoczenia.

MG

Nagle usłyszałeś w magazynie przeraźliwy krzyk. Czyżby zaczęli tortury i przesłuchanie bez Ruena? Wzmógł się chłodny wiatr. Powoli zaczęło Ci doskwierać zimno. Przez dziurę nadal nie mogłeś nic dostrzec, zaś "gościa" jak nie było, tak nie ma. Mrok ulic stawał się coraz większy, bardziej przytłaczający. Nie zauważyłeś nawet jak słońce skończyło swą wędrówkę po niebie. Ulewa dalej towarzyszyła podniebnym rozbłyskom. Kolejne grzmoty coraz bardziej przytłaczały jęki dochodzące z budynku. Słyszałeś je jeszcze przez kilka minut, aż te końcu ucichły...

Gregor
- Cholera - przeklinam w duchu, będąc niemal pod całkowitą kontrolą adrenaliny. Nie czekam dłużej ani chwili. Natychmiastowo zrywam się z kryjówki, i korzystając z osłony burzy i ciemności, biegnąc sprintem okrążam budynek. - Całe szczęście że zostawili swoją broń - myślę w duchu. Podbiegam do tylnych drzwi, wypatrując trzeciego z oprychów. ( Jeśli będzie ustawiony do mnie plecami, spróbuję go cicho wyeliminować, jeśli mnie zauważy, podejmuję otwartą walkę )

MG
Trzeciego z oprychów o dziwo... nie ma. Najwidoczniej poszedł sobie gdzieś. Okrążając magazyn nie znalazłeś żywej duszy. Kolejne grzmoty zaczęły trząść ziemią. Rozglądając się nie dostrzegasz żadnego człowieka. Nie pozostaje Ci nic innego jak chyba tam wejść, prawda?

Gregor
Przez moment stoję w miejscu, próbując wypatrzeć trzeciego ze strażników. Zejście na dół jest bardzo ryzykowne. Biorę do ręki pochodnie, po czym zerkam, czy aby na pewno w ciemności nie przyczaił się trzeci zbir. Cóż, zbyt długo czekałem. Biorę głęboki wdech, by choć odrobinę zmniejszyć niemal maksymalnie już podniesione tętno. Odkładam pochodnię na miejsce. Spokojnym krokiem schodzę na dół, nie skradam się jednak, chowam również broń do pochwy. Gdy jestem na dole, zachowuję się spokojnie, nie wydaje z siebie ani słowa. A nuż pod zasłoną ciemności, pomylą mnie z Ruenem.

MG
Zszedłeś na dół. Przed sobą widzisz omdlałego, przywiązanego do krzesła mężczyznę, z którego klatki piersiowej spływa powoli krew. Ma ogromną,poziomą ranę ciętą, zadaną najprawdopodobniej mieczem. Nad okaleczonym więźniem wisi żyrandol, ze specjalnie przygotowanym abażurem, tak by dawał światło jedynie pod siebie. W tym wypadku tylko więzień był oświetlony. Nagle z Twojej prawicy dobiegł, niski chrapliwy głos. - Masz? - zapytał tajemniczy człowiek. Obaj stoicie blisko siebie w zupełniej ciemności. Słyszysz również kroki mężczyzny po lewej stronie, jednak ten również pozostaje w przykryciu ciemności. Trwając tak przez kilka sekund w totalnym bezruchu, słyszysz ciche kroki, człowieka, który wchodzi właśnie na górze do magazynu i rozpoczyna zdejmowanie z siebie rynsztunku...

Gregor
- Mam - odpowiadam donośnym głosem, po czym korzystając z zaskoczenia osobników, błyskawicznie wysuwam miecz z pochwy, kierując głowicę miecza w jego podbródek, mając nadzieję iż to wystarczy, by go znokautować. ( Niezależnie od dalszego przebiegu akcji, z wyciągniętą bronią staje w pozycji bojowej, manewrując po terenie piwnicy by nie dać się otoczyć napastnikom. Jestem gotów na otwartą walkę, zamierzam walczyć bardzo agresywnie, by jak najszybciej eliminować przeciwników. W pierwszej kolejności będę atakował przeciwników którzy mogą zagrozić więźniowi. Jednocześnie rozglądam się za możliwą drogą ucieczki. )

MG
Z powodzeniem uderzyłeś przeciwnika w podbródek, najprawdopodobniej łamiąc mu szczękę. Trafiony upadł na ziemię zwijając się z bólu oraz wydając przeraźliwy jęk, następnie stracił przytomność. Wtedy jeden z wrogów, będący na górze zaczął zbiegać po schodach. Słyszałeś tupot jego stóp i dźwięk, który wydobywa się podczas nagłego wyjmowania broni z pochwy. To samo uczynił również przeciwnik czający się po lewej stronie. Zdążyłeś zauważyć krótkie odbicie światła, na ostrzu miecza napastnika. Dzięki temu szczegółowi mogłeś zlokalizować jego położenie. Ruszył w Twoim kierunku. Rozpoczyna się walka w zwarciu. Droga ucieczki jest zablokowana przez zbiegającego po schodach mężczyznę.

Gregor
Poczułem zew krwi. Cholera, odkąd wróciłem z wojny nie stoczyłem prawdziwej walki! Przeładowany adrenaliną, z szałem bojowym rzucam się na przeciwnika. Trzymając miecz w prawej ręce i stojąc w pozycji bojowej, na ugiętych nogach zbliżam się robiąc doskok w kierunku przeciwnika, biorę szeroki zamach i zadaje cios kierując ostrze w okolice gardła napastnika.

MG
Twój przeciwnik nie spodziewał się takie obrotu spraw. Twój szybki cios, momentalnie pozbawił go życia. Zakrwawiony padł na ziemię. To był Umar. Jednak w czasie tego szału umknęła Ci jedna, ważna rzecz. Przeciwnik za Tobą, na schodach. Mężczyzna uzbrojony w miecz dwuręczny, zadał cięcie pionowe w Twoje plecy. Jego niewprawne używanie na szczęście Cie nie zabiło, ale powaliło na ziemię. Twoje życie uratowała tarcza, znajdująca się na plecach. Upadłeś na brzuch. Znalazłeś się na skraju śmierci, jeżeli czego szybko nie wykombinujesz, tutaj zakończy się Twoja podróż.

Gregor
Uderzenie to nadeszło znienacka, nie miałem szans go wybronić. Kurwa, jak dobrze że zabrałem tę cholerną tarcze. Nie tracąc ani chwili, przeturlałem się w kierunku przeciwnym od przeciwnika. Jak najszybciej zrywam się na nogi, przekładam tarczę do lewej ręki, w prawej ściskając miecz. Jestem wściekły. Czas to rozstrzygnąć, jesteśmy tylko my dwaj, sam na sam. Stojąc plecami do ściany, unoszę tarczę na bezpieczną wysokość. Już nie raz walczyłem z przeciwnikami uzbrojonymi w tak ciężką broń. Użycie szybkości, ochrony dawanej przez tarczę oraz wywieranie presji to podstawa. Nie czekając na ruch napastnika, rozpoczynam napierać w jego kierunku z uniesioną tarczą, zadając jednocześnie naprzemienne uderzenia kierowane na głowę oraz nogi, bite z obu kierunków, tak by nie miał czasu zadawać uderzeń. ( Gdy znajdą się wystarczająco blisko, wymierzę cios tarczą, który powinien rozbić defensywę po czym postaram się go trafić kolejnymi uderzeniami prowadzonymi w różnych płaszczyznach )

MG
Na Twoje szczęście przeciwnik po prostu nie umie posługiwać się bronią dwuręczną. To tak jakby dać orkowi ludzką broń. Zadałeś celne cięcie w prawe kolano mężczyzny, następnie przewróciłeś go swoją tarczą. "Rzezimieszek" zaczął błagać o litość. Nosił na sobie nieznaną Ci szatę o zielonym kolorze. To było prawdopodobnie Ruen. - Proszę Cię, łaskawy panie, nie zabijaj mnie! - zaczął krzyczeć. Od Ciebie zależy co uczynisz  z pokonanym przeciwnikiem. Usłyszałeś też ciche pojękiwanie mężczyzny na krześle...

Gregor
Nie zabijam go, ale nie będę też ryzykować, iż wbije mi nóż w plecy, gdy udzielę pomocy rannemu. Pochodzę do niego, i wymierzam mu potężnego kopniaka w twarz, by pozbawić go przytomności. ( Następnie zamierzam podejść do więźnia, zapytać kim jest, co tu robi i jak ciężki jest jego stan. ) Jednocześnie cały czas uważam, czy aby na pewno żaden napastnik nie jest w stanie mnie obecnie zaatakować, oraz pilnuję by nikt stąd nie uciekł.

MG
Uderzony w szczękę przeciwnik, jak leżał tak leży. Jeśli chodzi o Umara, to leży w jeszcze większej kałuży krwi. Pozbawiłeś też przytomności Ruena. Wszyscy leżeli pokonani. Jednak przypomniałeś sobie o jeszcze jednym wspólniku, który wcześniej opuścił budynek, tylnymi drzwiami.
Mężczyzna na krześle powoli umiera. Jeżeli szybko mu nie pomożesz to zapewne się wykrwawi.
- Kocioł...Gared...lekarstwa... - wyjąkał ranny mężczyzna.
W tym czasie burza ustała. Chmury odsłoniły piękny rogal na niebie...

Gregor
Przez wiele lat, nauczyłem się iż nie można ufać nikomu, nawet rannemu. Upewniam się iż nie ma on przy sobie broni, po czym podnoszę z ziemi miecz kowala. Zabieram rannego w sposób, w jakim nie jest w stanie zagrozić mi atakiem z zaskoczenia. Ponownie przewieszam tarcze przez plecy, po czym powoli zmierzam razem z więźniem na górę, rozglądając się w koło oraz nad siebie, nie będąc pewnym co do położenia trzeciego z napastników. ( Gdy wydostanę się na zewnątrz, odprowadzam rannego do znachora, oraz zawiadamiam straż o incydencie )

MG
Udało Cię się wyjść i odprowadzić rannego bez problemów. Straż natychmiast wyruszyła w kierunku magazynów.

Gregor
Zawiadomiłem straż, powiedziałem im wszystko co wydarzyło się w tamtym miejscu, z mamroczeniem więźnia włącznie. Mam nadzieję, iż w ciemności oraz z założonym kapturem nie zostałem poznany przez napastników którzy uszli z życiem, inaczej miałbym nie lada problemy w tym mieście. Zmierzam w kierunku kuźni ze spuszczoną głową, przygnębiony tym co się stało. Kto by pomyślał, iż tak to się rozegra... Zastanawia mnie cały czas, co ranny chciał mi uświadomić, mówiąc o kociole Gareda. Nagle doznałem olśnienia. Postanowiłem zmienić kierunek marszu. po kilku chwilach, stałem pod pracownią alchemiczną, rozglądając się, czy aby przypadkiem nie znajdę tutaj jakiegoś śladu... ( Cały czas rozglądam się w koło, gdyż zdaję sobie sprawę że mogę być śledzony )

MG
O tej porze pracowania alchemiczna jest zamknięta. Nikt Cie nie śledził, zaś Ty stoisz przed zamkniętymi drzwiami. Księżyc świeci jasno, toteż ulice wydają sie być bardziej przytulne niż zwykle. Wieje chłodny, lekki wiatr. Kilku strażników prowadzi do garnizonu dwóch mężczyzn, których oszczędziłeś w magazynie. Właśnie uświadomiłeś, sobie, jak wielkie łupy ze skrzyń i z ciał pokonanych straciłeś. Szczególnie tą rzecz, którą miał przynieść Ruen. Ciekawe co to było?

Gregor
- Cholera - mówię sam do siebie - To nie tak miało wyglądać. Ale... musiało - zagłębiam się we własnych rozterkach, rozmyślając już nad tym co się stanie gdy, pomimo prośby, Nemir dowie się, iż Umar jest martwy. Z opuszczoną głową przemieszam uliczki dolnego miasta, z twarzą skrytą w kapturze. Teraz w tym mieście nikt nie może czuć się bezpieczny. Będąc już w kuźni, pukam trzy razy w drzwi magazynu, po czym wchodząc do środka, rozglądam się wkoło czy aby w pomieszczeniu nie ma nikogo prócz magazyniera.
- Witaj Nemirze - mówię zniżonym głosem - mam twój miecz.

MG
- Świetnie! - krzyknął nieznajomy mężczyzna w lekkim pancerzu z płytowymi elementami. Obok zauważyłeś leżącego i związanego Nemira. Po chwili ściągnął ogromną tarczę ze ściany i wziął do ręki jednoręczny topór bojowy. Przyłożył oręż do szyi magazyniera.
- Oddaj ten miecz, oraz całe swe złoto. Odłóż też broń, inaczej on zginie. - zaczął grozić napastnik. Jego kolo skóry jest ciemniejszy niż ludzi z Khorinis czy kontynentu. Oczy napastnika przepełnione były złością. Posturą przypominał człowieka, który wyszedł wtedy z magazynu. Zapewne ktoś mu pomógł Cię odnaleźć. W straży musi być jeszcze jeden kret. Teraz najważniejsze jest to by uratować Nemira i pozbyć się wojownika, który go związał.

Gregor
- Wygrałeś - odpowiadam nieznajomemu, po rzucam broń na ziemię. Oddaje mu również miecz Lorenzo, po czym oddalam się na bezpieczną odległość - Czego ode mnie chcesz? - pytam by zająć go w jakiś sposób, gdyż doskonale znam odpowiedź. Cały czas spoglądam kantem oka, jak blisko szyi magazyniera jest broń napastnika.

MG
- Kapitalnie, teraz odsuń się pod ścianę. - odpowiedział spokojnym głosem. Wskazując tarczą ścianę najdalej oddaloną od drzwi. Trzymając nadal topór przy szyi zakładnika, na około dziesięć centymetrów obserwuje Twój ruch. - Chcę tylko ten egzemplarz owego oręża. Widzisz, nie jest to zwykły miecz. - zaczął mówić nieznajomy. Czeka jednak aż odsuniesz się od wejścia i staniesz pod wskazaną przez niego ścianą.

Gregor
Udając posłusznego, zerkam pod ścianę, po czym wykonując kilka spokojnych kroków, staję w wyznaczonym miejscu. Próbuję zająć go rozmową, obserwuję jednocześnie każdy jego ruch. ( Gdy napastnik znajdzie się w bezpiecznej odległości od więźnia, a jednocześnie odpowiednio blisko mnie, jeśli bezie akurat czymś zajęty wyceluję w jego głowę ciężką sakiewką, po czym jak najprędzej podniosę z podłogi mój miecz, i stanę pomiędzy nim a więźniem )

MG
Stanąłeś daleko od swego oręża. I w tym momencie napastnik zaczął biec z impetem i złością w Twoim kierunku. Próbuje zaatakować Cię swym toporem. Nie jesteś w stanie określić jakie cięcie zada. Jeżeli ruszysz w jego kierunku, ten natychmiast może zasłonić się swą tarczą.

Gregor
Nosz kurwa twoja mać! - krzyczę w kierunku napastnika, po czym zaczynam biec w kierunku mojej prawej strony. Jest to świadomy zabieg - tarcza trzymana przez niego w lewej ręce, nie pozwala mu zaatakować mnie z kierunku w którym biegnę. Starając się utrzymać bezpieczny dystans, ciskam w niego sakiewką pełną monet, po czym szukam w okolicy broni/staram się podnieść mój miecz.

MG
Twój rzut sakwą pieniędzy został odbity tarczą przez przeciwnika, ale dało Ci to czas by dobiec do Twojego miecza. Podniosłeś go i... chwile potem podbiegł do Ciebie wróg, niemal ścinając Ci głowę, jednak zdążyłeś odskoczyć. Jesteście w odległości około 3 metrów od siebie, a przeciwnik ponawia natarcie.

Gregor
- Teraz zdechniesz śmieciu - odpowiadam, zachowując jednak rutynowy spokój. Uskakuje przed natarciem, cofając się po linii skośnej w prawo. Staram się walczyć asekuracyjnie, kontroluje dystans oraz próbuję kontrą trafić w dłoń przeciwnika dzierżącą topór.

MG

Przeciwnik, również biegły w walce unika i blokuje Twoje ciosy na zmianę. W pewnym momencie wytrącasz mu topór z prawej ręki. Jednak, ten szybkim natarciem tarczą to samo czyni z Twoją bronią. Wasza broń leży od was około metr-dwa, zaś wy jej pozbawieni stoicie naprzeciw siebie. W tym samym momencie wbiegają strażnicy miejscy. Przeciwnik poddał się.
Zeznania Nemira oczyściły Cię z zarzutów. Magazynier dowiedział się o zdarzeniach, które miały miejsce w porcie.
- Dziękuję, odzyskanie tego miecza, wiele dla mnie znaczyło, jednak nie mogę zapłacić Ci 200 złotych monet. Jestem skłonny dać Ci jedynie 100. Umar nie żyje... - podziękował Ci Nemir, zawiedziony tym, że pozbawiłeś życia akurat mężczyznę, który miał je zachować..
To koniec, zadanie wykonane, możesz wrócić do swojego domu.


PODSUMOWANIE:
+ 2 PN
+ 1 Miecze Jednoręczne
+ 2 Parowanie Tarczą
+ 1 Siła
+ 100 SZ


Im dłużej się żyje, tym bardziej dostrzega się, że na świecie nie ma nic poza bólem, cierpieniem i pustką. Dlatego, stworzę nową rzeczywistość.

Offline

 

#2 2014-02-23 13:31:02

 Gregor

Mistrz Gry

Zarejestrowany: 2014-02-01
Posty: 79
Punktów :   

Re: Gregor - Miecz dla Nemira

Zacnie to wyszło w całości Oby następne Questy były równie ciekawe, oraz nie zagrażały mojemu życiu lub zdrowiu No ale czego się nie robi dla przygody...


,,Uprzedzałem Cię, że sikanie pod wiatr bywa opłakane w skutkach. (...) Tym razem wysikałeś się na tornado."

Offline

 

#3 2014-02-26 16:42:25

 Arathorn

Główny Administrator

Zarejestrowany: 2014-01-31
Posty: 157
Punktów :   

Re: Gregor - Miecz dla Nemira

Następnym razem może uda mi się Ciebie uśmiercić


Im dłużej się żyje, tym bardziej dostrzega się, że na świecie nie ma nic poza bólem, cierpieniem i pustką. Dlatego, stworzę nową rzeczywistość.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB 1.2.23
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.perasudinoi.pun.pl www.lgkm380.pun.pl www.forumgothic.pun.pl www.mojaeuropauniversalis.pun.pl www.nar.pun.pl